czwartek, 5 listopada 2009

Co się działo cz.2


Październik zaczął się intensywnie.
Zadzwonił do mnie kumpel ze studiów, który przez całe wakacje pracował w telewizji w Warszawie. Powiedział, że jest miejsce dla praktykanta na portalu informacyjnym tej firmy. Dodatkowym czynnikiem motywacyjnym było stwierdzenie, że możliwe jest (o ile się wykażę) że dostanę tam pracę. Znów (jak w przypadku letniej pracy) nie myślałem zbyt długo. Pozostawiając rozgrzebane życie w Krakowie zwiałem bez namysłu do stolicy. 3 października już 'praktykowałem' na portalu. Szybkie szkolenie z obsługi programu do edycji i pisania newsów na stronę, korzystania z depeszy agencji informacyjnych oraz papowskich zdjęć i ... pierwszy news na stronkę.
Nie przypominam sobie o czym był, zapewne o jakiś strasznych pierdołach, jednak i tak byłem bardzo zadowolony - bo wreszcie zacząłem robić przynajmniej namiastkę (jak twierdzą złośliwcy - pozdrowienia dla pana M.M z uczelni!) czegoś, czego uczyłem się pół życia.
Pierwsze dni były ... ciekawe. Mimo, że w mojej naturze nie leży chęć poznawania nowych ludzi - tu było to nieuniknione. Dwa pokoje redakcji, to licząc na oko 10 osób na zmianie (6:30 - 14:30 i 14:30 - 22:30) i wszystkich imiona wypadałoby zapamiętać :P

Sytuacja mieszkaniowa wyglądała średnio ciekawie. Z początku nie było mowy o wynajmowaniu czegokolwiek, jako że kompletnie nie wiedziałem jak długo tam zostanę. Mieszkałem w pokoju Bartka (dzięki Stary!) w niedużym mieszkaniu przy Emilii Plater - jakieś 10min szybkim krokiem z redakcji :)
Koczowanie miesiąc na karimatce nie było specjalnie przyjemne, ale na towarzystwo narzekać nie mogę.

Cieszyłem się też z tego, że miałem ze stolicy 300km mniej do mojej drugiej połowy mieszkającej nad morzem. Odwiedziłem ją w październiku raz, tuż przed załamaniem pogody i zajebistymi sztormami. Plułem sobie później trochę w brodę, że nie udało mi się popatrzeć na prawie 3 metrowe fale...

Wracając do redakcji. Z każdym dniem uczyłem się czegoś nowego. Jak mi to wychodziło - nie mnie osądzać, jednak czasem wychodziłem z praktyk bardzo z siebie zadowolony - zwłaszcza po 'wydzwonieniu' dwóch ciekawych komentarzy, z których powstały całkiem zgrabne teksty. Kolejnym 'milowym' punktem było napisanie pierwszego tekstu podpisanego nazwiskiem. Był to artykuł o jednej z blokad A4 zorganizowanej przez 'Grupę Południe' (z którą się utożsamiam) oraz przez śląskich motocyklistów. Co prawda pierwsza wersja tekstu trafiła do kosza, z racji ... nieobiektywności, jednak jakieś 2h później, po obdzwonieniu kogo się da w danej sprawie moje 'dzieło' trafiło na 'Biznes'.

W tak zwanym międzyczasie 'mój' samochód został dość konkretnie rozbity. 7000zł strat wyliczyła ubezpieczalnia, która na szczęście pokryje naprawę pierwszych 30cm samochodu zamienionych w naleśnik. Krew mnie już zalewa z tym całym 'układem', w którym tkwię od prawie roku. Za niedlugo, gdy tylko zamknę najważniejsze sprawy dotyczące Skody, zamierzam zakończyć współpracę.

Po 3 tygodniach praktyk szefowa powiedziała, że najprawdopodobniej dostanę pracę na dłużej. Ucieszony zacząłem bardzo powolne poszukiwania mieszkania. Z początku plan był by znaleźć coś dla dwóch osób (ja + Bartek), jednak po przegrzebaniu się po stołecznych ofertach i lekkiej spinie skończyło się na samodzielnych poszukiwaniach.
Od listopada pracuję już na umowę. Przedwczoraj znalazłem przytulną kawalerkę za znośne pieniądze. Problem tylko w wyposażeniu kuchni, bo poza szafkami, kuchenką i nową lodówką nie ma nic. Garnki i wszystko co potrzebne do pitraszenia będę musiał jakoś zdobyć.

W tym momencie siedzę w domu - w Krakowie. Wracam tu raz na tydzień, półtora. Załatwiam sprawy związane z uczelnią, spotykam się ze znajomymi, których ku memu zaskoczeniu mi brakuje. Na razie tylko tu i w redakcji mam dostęp do internetu - okna na nową muzykę i filmy :P Z mieszkania w stolicy bardzo się cieszę, jednak do drugiej połowy 300km mniej już nie mam - ponowne singlowanie czas zacząć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz